Lęk dziedziczony po przodkach
Po przodkach dziedziczymy nie tylko kolor oczu czy skłonność do niektórych chorób. Jak dowodzą najnowsze badania – mogą nam oni przekazać także lęki po traumatycznych przeżyciach.
Emocje w rodzinie
Za to udało się wykazać, że traumatyczne wydarzenia, które dotykają rodziców w dzieciństwie i młodości, czyli zanim doczekają się potomstwa, wpływają na zdrowie ich dzieci. Ogromnym zwolennikiem tej teorii już przed laty był neurolog Michael Meaney z McGill University w Montrealu.
Jego zdaniem to nie przypadek, że są rodziny, w których członkowie z kolejnych pokoleń podejmują próby samobójcze. Uczony badał mózgi samobójców, którzy targnęli się na życie pod wpływem traumatycznych przeżyć, i porównywał je z mózgami ofiar wypadków, które do chwili śmierci wiodły szczęśliwe życie. Różnice były ewidentne. U samobójców w komórkach ośrodków mózgu zawiadujących emocjami uczony znalazł związki, które – jak założył – uaktywniają geny, odpowiedzialne za wytwarzanie hormonów stresu lub tłumią te decydujące o odporności psychicznej.
REKLAMA
Jego tezę potwierdziły kolejne doniesienia. W grudniu 2008 roku psychiatra prof. Armen Goenjian z University of California w Los Angeles odkrył, że również podatność na zespół stresu pourazowego może być przekazywana z pokolenia na pokolenie. Uczony przebadał 200 osób, które przeżyły katastrofalne trzęsienie ziemi w 1988 roku w Armenii. Zginęło wówczas ponad 25 tysięcy osób, a pół miliona straciło domy. Profesor Goenjian zauważył, że wiele lat po katastrofie niepokój i stany lękowe odczuwają nie tylko ludzie, którzy byli świadkami kataklizmu, co było zrozumiałe, lecz także ich dzieci, mimo że przyszły na świat wiele lat po trzęsieniu ziemi.
Część naukowców ma jednak wątpliwości, czy wnioski z obserwacji poczynionych między innymi przez prof. Goenjiana nie są zbyt daleko idące i czy w spadku po rodzicach możemy otrzymać także skłonność do ulegania różnym nastrojom. Wątpliwości mają także specjaliści prowadzący terapie osób dotkniętych fobiami. – Dzieci wyczuwają niepokoje rodziców. Nie można więc wykluczyć, że po prostu udziela im się atmosfera panująca w domu. Dzieci smutnych i zalęknionych rodziców zazwyczaj są bardziej smutne i zalęknione niż dzieci żyjące wśród osób pozytywnie nastawionych do życia – mówi Katarzyna Stefańska, psycholog z warszawskiego Centrum Medycznego ENEL-MED.
Zapach, który przeraża
Innego zdania jest prof. Kerry Ressler, neurobiolog i psychiatra z Emory University School of Medicine w Atlancie, który przez wiele lat obserwował mieszkańców amerykańskich przedmieść, uzależnionych od narkotyków i cierpiących na różne choroby neuropsychiatryczne. Szybko się zorientował, że problemami tymi dotknięte były całe pokolenia. „Wielu specjalistów sugerowało, że musi istnieć jakiś międzypokoleniowy transfer ryzykownych zachowań i że niezwykle trudno jest go przerwać. Nie pozostawało więc nic innego, jak przyjrzeć mu się bliżej” – komentował w „Nature” prof. Ressler.
Przystąpił do eksperymentów na myszach. Szybko udało mu się potwierdzić, że emocje – przynajmniej te negatywne – mogą odbijać się na życiu następnych pokoleń. Jak do tego doszedł? Najpierw rozpylał gryzoniom zapach kwiatu wiśni, który im się podoba, a potem potraktował je lekkimi elektrowstrząsami. Po kilku takich seansach zwierzęta kojarzyły zapach kwiatu wiśni z przykrym odczuciem i gdy tylko znów go poczuły, stawały się zalęknione. Zachowywały się nerwowo, choć potem już nikt nie drażnił ich prądem.
Tak odmienione myszy zaczęły się rozmnażać. Wkrótce na świat przyszły młode i ku zdziwieniu uczonych – podobnie jak ich rodzice – bały się zapachu wiśni. Wystarczyło, że go wyczuły, by stawały się zalęknione i wyraźnie szukały drogi ucieczki. Skąd to nietypowe dla myszy zachowanie? Przecież nikt nie poddał ich elektrowstrząsom, nie miały też żadnego kontaktu z rodzicami. Co więcej, myszy z następnego pokolenia również były zalęknione, gdy tylko wyczuły w powietrzu zapach wiśni. Odpowiedź mogła być tylko jedna: wiadomość o tym, że należy unikać tego aromatu, otrzymały w spadku po rodzicach i dziadkach. Ale jak?
Prof. Ressler zaczął szukać dalej. Ustalił, że w korze mózgowej u dzieci i wnuków zwierząt drażnionych prądem zaszły istotne zmiany. Miały one więcej niż zazwyczaj receptorów (czyli wypustek na powierzchni komórek) oznaczanych symbolem M71, o których wiadomo od dawna, że umożliwiają odbieranie zapachów. Dzięki temu myszy były bardziej wyczulone na wykrywanie różnych aromatów – w tym wiśni, który zwiastował niebezpieczeństwo.
Najciekawsze wnioski przyniosła jednak analiza DNA wydobytego z plemników. Okazało się, że żadne mutacje w genach badanych myszy co prawda nie zaszły, ale odkryto, że do jednego genu przyłączyła się tzw. grupa metylowa, czyli cząsteczka złożona z atomu węgla i trzech atomów wodoru. I to zapewne ona doprowadziła do zmian w pracy genu. Być może zmiana ta została przekazana następnym pokoleniom.
Oczywiście myszy to nie ludzie. Ale prof. Ressler jest przekonany, że podobny mechanizm dziedziczenia może zachodzić także u nas. Oznacza to, że skłonność do ulegania przynajmniej niektórym emocjom możemy dostać w spadku po dziadkach czy rodzicach i że przeżycia naszych bliskich przodków mogą zmienić budowę i działanie układu nerwowego. Na dobre i na złe.
DOROTA ROManowska