Bardzo polecam. Żałuję, że sama nie napisałam.
Korzenie depresji
Paul W. Andrews, J. Anderson Thomson Jr 23 luty 2016 zdrowie Psychologia dziś 1/2012
Specjaliści przypuszczają, że za dwadzieścia lat depresja będzie większym obciążeniem dla naszego zdrowia niż choroby serca. Czy jednak objawy depresyjne muszą oznaczać chorobę? Nie!
Dlaczego tak wiele osób choruje na depresję? Na podstawie badań prowadzonych w Stanach Zjednoczonych i wielu innych krajach szacuje się, że od 30 do 50 procent populacji w którymś momencie życia spełnia kryteria diagnostyczne dużej depresji. Zważywszy, że inne zaburzenia psychiczne, takie jak schizofrenia czy zaburzenie obsesyjno-kompulsywne, dotykają zaledwie 1–2 procent populacji, jest to szokująco wysoki odsetek. Wydaje się, że mamy tu do czynienia z paradoksem ewolucyjnym. Przecież mózg odgrywa kluczową rolę w walce o przetrwanie i w dążeniach do reprodukcji. Dlaczego zatem ewolucja nie zabezpieczyła go przed tak wysokim wskaźnikiem „usterek”? Owszem, choroby psychiczne występują stosunkowo rzadko, nie dotyczy to jednak depresji.
Paradoks ten można by było łatwo wyjaśnić, gdyby na depresję cierpiały przede wszystkim osoby starsze albo gdyby była ona związana z nowoczesnym stylem życia. Starość nie jest odpowiedzią na nasze pytanie, bowiem pierwsze uderzenie choroby następuje najczęściej w wieku dorastania lub we wczesnej dorosłości. Może zatem depresja, podobnie jak otyłość, jest plagą współczesności? Przecież nowoczesne warunki znacznie różnią się od tych, w jakich żyli nasi przodkowie. Jednak to wyjaśnienie również nie jest zadowalające. Symptomy depresji pojawiają się bowiem w każdej kulturze, nawet u paragwajskich Indian Ache i członków afrykańskiego plemienia Kung, choć ich środowisko bliskie jest temu, jakie znali ich przodkowie.
Nasuwa się zatem inne wytłumaczenie. Może większość przypadków depresji wcale nie jest zaburzeniem? Według nas depresja tak naprawdę jest formą adaptacji. To stan umysłu, który, owszem, wiąże się ze znacznymi kosztami, ale jednocześnie przynosi wiele korzyści. W depresji umysł staje się bardziej analityczny i skoncentrowany – a są to właściwości bardzo przydatne w rozwiązywaniu złożonych problemów, które prawdopodobnie przyczyniły się do zachorowania. Jeśli terapeuci i psychiatrzy spojrzą na depresję z takiej perspektywy, będą w stanie przynieść swoim pacjentom większą ulgę w bólu i cierpieniu, którego doświadczają, jednocześnie pomagając im w pracy nad rozwiązaniem problemów.
Chory czy zdrowy – oto jest pytanie
Psychiatria od początków swojego istnienia próbuje właściwie zdefiniować zaburzenie psychiczne. Zgodnie z obowiązującymi dziś kryteriami diagnostycznymi jest to rozpoznawalny w obrazie klinicznym zbiór objawów, które wiążą się z cierpieniem i utrudniają funkcjonowanie. Czy to jednak wystarczy, by mieć pewność, że pewien stan jest zaburzeniem? Przecież osoba, która ma wysoką gorączkę, również doświadcza trudności w funkcjonowaniu. Nie jest w stanie pracować, nie myśli w jasny sposób, odczuwa ból. A jednak takie objawy nie są wystarczające, by uznać, że gorączka jest chorobą.
Jest za to odpowiedzią na infekcję – koordynuje reakcję immunologiczną. Kieruje komórki walczące z infekcją do tkanek, które są najbardziej podatne na zarażenie, i w odpowiednim momencie uruchamia produkcję substancji chemicznych niezbędnych podczas odpowiedzi immunologicznej, jednak szkodliwych dla tkanek, jeśli są wytwarzane jednocześnie.
Taka wyszukana koordynacja stanowi niezbity dowód na to, że gorączka jest formą przystosowania. Wyłoniła się w toku ewolucji w efekcie doboru naturalnego po to, by spełniać w organizmie pożyteczną funkcję. Rzeczywiście, liczne badania na zwierzętach oraz z udziałem ludzi dowodzą, że zbijanie gorączki aspiryną lub innym lekiem przeciwgorączkowym tak naprawdę przedłuża infekcję. Co więcej, gorączka zwiększa szanse pokonania poważnej choroby. Widzimy teraz, że stosowane przez psychiatrię kryterium „cierpienia i utrudnienia funkcjonowania” może prowadzić do błędnych wniosków na temat zaburzenia. Gorączka nie jest bowiem efektem nieprawidłowego działania organizmu, wręcz przeciwnie – dzięki niej szybciej wracamy do zdrowia.
Owszem, depresja utrudnia funkcjonowanie i powoduje cierpienie. Wiąże się z doświadczeniem bolesnych emocji, a osoby, u których ją stwierdzono, często mają trudności z podejmowaniem codziennych aktywności. Nie mogą skoncentrować się na pracy, separują się od otoczenia, są apatyczne i nie potrafią czerpać radości z seksu czy jedzenia. Ale to wcale nie znaczy, że epizod depresyjny jest zaburzeniem psychicznym, tak jak nieprzyjemne dolegliwości wywołane gorączką nie oznaczają, że jest ona chorobą.
Nawet jeśli definicja choroby psychicznej stosowana w psychiatrii jest błędna, to potrzebujemy naprawdę mocnych podstaw, by stwierdzić, że tak obezwładniający stan, jakim jest depresja, stanowi raczej przystosowanie niż zaburzenie. Jednego z argumentów przemawiającym za tym, że depresja jest w pewnych okolicznościach stanem korzystnym, dostarczają badania nad obecnym w mózgu receptorem 5HT1A. Receptor ten wiąże serotoninę – odgrywającą znaczącą rolę w depresji substancję, w którą celuje większość stosowanych obecnie leków antydepresyjnych. Gryzonie pozbawione tego receptora prezentują mniej objawów depresyjnych w odpowiedzi na stres. Sugeruje to, że jest on w jakiś sposób zaangażowany w rozwój depresji. Kiedy naukowcy porównali budowę funkcjonalnej części szczurzego receptora 5HT1A z tym obecnym w mózgu ludzkim, okazało się, że są w 99 procentach podobne. Najwyraźniej dobór naturalny zachował go przez miliony lat od czasów, kiedy żyli nasi wspólni przodkowie. Wydaje się zatem, że zdolność „włączania” depresji jest bardzo ważną cechą, a nie przypadkowym skutkiem ewolucji bądź efektem nieprawidłowości mózgu.
Tylko jedno w głowie
Co tak przydatnego jest zatem w depresji, że nie została ona ograniczona w toku ewolucji? Osoby cierpiące na depresję często bardzo intensywnie myślą o swoich problemach. Takie myśli, określane jako ruminacje, są niezwykle uporczywe – osoba nie jest w stanie myśleć o niczym innym. Wiele badań pokazało też, że taki styl myślenia ma charakter analityczny. Chorzy na depresję rozmyślając o skomplikowanym problemie, rozbierają go na mniejsze elementy i analizują je jeden po drugim, co może być bardzo produktywne. Poszczególne części składowe problemu być może same w sobie wcale nie są takie trudne, zatem rozłożenie go na „części pierwsze” sprawia, że łatwiej sobie z nim poradzić. Gdy zmagamy się z trudnym zadaniem, np. matematycznym, przygnębienie może okazać się pomocne w analizie i poszukiwaniu rozwiązania. Jedno z naszych badań pokazało, że osoby smutne lepiej wypadły w testach inteligencji.
Analizowanie problemu wymaga nieprzerwanego procesu myślowego, a depresja uruchamia w organizmie szereg zmian, które sprzyjają nieprzerwanej analizie bez dekoncentrowania się. Nie ulegamy rozproszeniu wtedy, gdy neurony znajdujące się w brzuszno-bocznej części kory przedczołowej (ang. ventrolateral prefrontal cortex, VLPFC) stale ulegają wzbudzeniu. Jednak takie stałe wzbudzenie jest niezwykle energochłonne i wyczerpujące dla neuronów – tak jak jazda samochodem pod górę powoduje, że auto spala więcej paliwa. Co więcej, neurony mogą ulec uszkodzeniu – tak jak nadwyrężony silnik. Badania na depresyjnych szczurach pokazały, że receptor 5HT1A jest zaangażowany w zaopatrywanie neuronów w „paliwo” potrzebne im do wzbudzania się, a także w zapobieganie ich uszkodzeniu. Procesy te sprawiają, że depresyjne ruminacje mogą trwać nieprzerwanie przy minimalnym poziomie szkód neuronalnych, co tłumaczy, dlaczego receptor 5HT1A jest ważny ewolucyjnie.
Wiele innych objawów depresji nabiera sensu, jeśli założymy, że analiza musi przebiegać w nieprzerwany sposób. Na przykład potrzeba izolacji społecznej pozwala przygnębionej osobie uniknąć konieczności myślenia o innych sprawach. Podobnie nieumiejętność czerpania przyjemności z seksu czy jedzenia sprawia, że nie angażuje się ona w aktywności, które rozpraszałyby jej uwagę. Nawet utratę apetytu można traktować jako zmianę sprzyjającą analizie, ponieważ przeżuwanie zakłóca przetwarzanie informacji.
Depresyjne ruminacje są tak odporne na działanie dystraktorów, że osoby doświadczające ich często uzyskują niższe niż osoby niedepresyjne wyniki w zadaniach poznawczych, takich jak czytanie ze zrozumieniem czy testy inteligencji. Wyniki badań wskazują, że osoby te mają gorsze osiągnięcia w tych obszarach właśnie dlatego, że myślą o innych sprawach i nie są w stanie skoncentrować się na zadaniach, o wykonanie których prosi je psycholog. Innymi słowy, człowiekowi w depresji trudno myśleć o czymkolwiek innym niż problem, który go gnębi.
Emocjonalny kompas
Większość klinicystów i badaczy uważa, że ruminacje są szkodliwe. Gdyby rzeczywiście tak było, to strategie pozwalające ich uniknąć powinny prowadzić do szybszego zakończenia epizodu depresyjnego. Taka hipoteza nie znajduje jednak potwierdzenia w badaniach. Osoby, które próbują uciec przez ruminacjami, np. sięgając po alkohol lub narkotyki, zwykle doświadczają dłuższych ataków depresji. Z kolei działania sprzyjające ruminacjom, np. pisemne wyrażanie myśli, prowadzą do szybszego zakończenia epizodu.
Ponadto okazuje się, że osoby w nastroju depresyjnym lepiej sobie radzą z rozwiązywaniem problemów interpersonalnych, na przykład konfliktów z partnerem. Są to na tyle złożone sytuacje, że wymagają dużej koncentracji, i na tyle ważne, że ewolucja utrzymała zdolność umysłu do wchodzenia w tak wyczerpujący stan, jakim jest depresja.
Wyobraźmy sobie kobietę z małymi dziećmi, która odkrywa, że mąż ma romans. Czy żona powinna to zignorować, czy może powinna skłonić mężczyznę do dokonania wyboru pomiędzy nią a kochanką, co jednak wiąże się z ryzykiem rozpadu rodziny? Dylematy społeczne wymagają uważnego rozważenia. Ponadto do ich rozwiązania potrzebne są pewne umiejętności dyplomatyczne. Badania laboratoryjne dowodzą, że osoby w depresyjnym nastroju znacznie lepiej sobie radzą z takimi sytuacjami, bowiem dokładnie analizują koszty i zyski związane z dostępnymi opcjami. Z badań wynika również, że dylematy społeczne są czynnikiem wyzwalającym depresję, tj. osoby, które przeżywają konflikt z partnerem, są bardziej narażone na wystąpienie depresji.
Jeśli uwzględniamy wszystkie przedstawione dowody (depresja jest wyzwalana przez złożone problemy interpersonalne; nieprzerwane ruminacje sprawiają, że osoby w depresji znajdują ich rozwiązanie; receptor 5HT1A „włącza” depresję i zapewnia nieprzerwane trwanie ruminacji), wydaje się mało prawdopodobne, by depresja była chorobą, która powoduje
chaos w pracy mózgu. Depresja jest raczej jak gorączka – złożonym, choć bolesnym, elementem naszej biologii, który spełnia określoną funkcję. Hipoteza, zgodnie z którą depresja nie jest chorobą, znajduje potwierdzenia na wielu poziomach: genetyki, działania neurotransmiterów i ich receptorów, neurofizjologii, neuroanatomii, farmakologii, procesów poznawczych, zachowania i skuteczności leczenia.
Niewątpliwie depresja istnieje jako choroba, jednak jest znacznie mniej powszechna niż wskazywałyby na to statystyki. Podobnie jak schizofrenia czy zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, dotyczy prawdopodobnie około 1–2 procent populacji, a nie aż 30 procent. Zbyt częste diagnozowanie depresji może wynikać z faktu, że ludzie często unikają rozmawiania o problemach, które wyzwoliły u nich depresję; dręczący ich problem może być wstydliwy albo bolesny. Niektórzy uważają, że muszą iść dalej i ignorują kłopoty albo po prostu nie potrafią ubrać w słowa swoich wewnętrznych zmagań. W takich okolicznościach klinicysta może uznać, że epizod depresyjny nie stanowi normalnej odpowiedzi na życiowe problemy, ale jest wynikiem nieprawidłowego działania mózgu.
Depresja mówi nam zatem, że przeżywamy poważny problem interpersonalny, z którym nasz umysł ma zamiar się rozprawić. Oznacza to, że terapeuci powinni zachęcać do ruminacji, a nie do ich hamowania. Z kolei terapia powinna koncentrować się na dążeniu do rozwiązania problemów, które przyczyniły się do wystąpienia epizodu depresji. Jeśli pacjent nie chce lub nie potrafi rozmawiać o tym, co zaprząta jego myśli, terapeuta powinien spróbować określić i znieść bariery, które go ograniczają. Poznanie prawdziwego znaczenia depresji pomoże milionom osób jej doświadczających odkryć przyczyny swojego cierpienia i skutecznie rozwiązać problemy.
Artykuł ukazał się w „Scientific American Mind”, styczeń/luty 2010. Tłum. Agnieszka Chrzanowska
***
W trzech zdaniach
- Zdolność mózgu do przeżywania depresji utrzymała się w toku ewolucji, co sugeruje, że stanowi ona przystosowanie organizmu.
2. Depresja skłania do intensywnego myślenia na temat przeżywanych trudności i problemów. Osoby w stanie przygnębienia lepiej sobie radzą z rozwiązywaniem złożonych problemów interpersonalnych.
3. Terapeuci powinni zachęcać swoich pacjentów do ruminacji, a nie do ich hamowania. Pozwoli to znaleźć rozwiązanie problemu, który przyczynił się do wystąpienia epizodu depresji.
Epidemia depresji?
Akcje społeczne nagłaśniające problem zaburzeń afektywnych przyczyniają się do wzrostu wiedzy na temat depresji i przełamania związanego z nią tabu. Niosą jednak również pewne ryzyko – z łatwością możemy „zdiagnozować” u siebie i swoich bliskich depresję. Okazuje się, że taka nadinterpretacja nie dotyczy tylko autodiagnozy, ale także diagnozy stawianej przez specjalistów. W efekcie statystyki dotyczące depresji sięgają poziomu, który wręcz sugeruje epidemię.
Allan Horowitz, profesor socjologii z Rutgers University, oraz Jerome Wakefield, profesor nauk społecznych z New York University, w książce The Loss of Sadness: How Psychiatry Transformed Normal Sorrow into Depressive Illness mówią o „medykalizacji smutku”.
Autorzy są zdania, że obecna definicja depresji powoduje, że zaciera się granica pomiędzy zaburzeniem a intensywnym, choć całkowicie normalnym doświadczeniem smutku. Zgodnie z podręcznikiem DSM-IV, czyli klasyfikacją zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, aby zdiagnozować depresję, wystarczy stwierdzić przynajmniej pięć z dziewięciu objawów (zostały wymienione w słowniczku), które utrzymują się co najmniej dwa tygodnie. Wśród nich znajdują się m.in.: depresyjny nastrój, utrata zainteresowania dotychczasowymi aktywnościami, obniżony apetyt, bezsenność, zmęczenie. A kto nigdy nie zaobserwował takich objawów u siebie?
Według autorów książki, psychiatrzy powinni bacznie przyglądać się smutkowi pacjentów, by stwierdzić, czy jest on rzeczywiście objawem depresji, czy raczej naturalnym stanem przygnębienia. Według nich „normalny smutek” jest podatny na kontekst społeczny, tzn. ujawnia się i utrzymuje w efekcie zaistnienia sytuacji straty (np. utrata pracy, odejście partnera, śmierć bliskiej osoby), podobnie zmniejsza się, jeśli nastąpi poprawa. Depresja natomiast jest niewrażliwa na pozytywne zmiany. Ponadto, „normalny” smutek – jeśli jego źródło nie jest trwałe lub powtarzalne – zwykle trwa krócej. Z czasem ludzie przystosowują się i odbudowują swoje życie po stracie. www.scientificamerican.com
Smutek, który otwiera oczy
Przygnębienie poprawia pamięć i chroni przed popełnieniem błędu – dowodzą badania Josepha Forgasa, profesora psychologii społecznej z University of New South Wales w Australii. W jednym z eksperymentów poprosił uczestników, by przypomnieli sobie smutne lub radosne zdarzenie. Następnie badani słuchali opisu prezentującego pewnego mężczyznę.
Okazało się, że osoby w pozytywnym nastroju miały lepsze wrażenie o tej osobie. Ponadto w większym stopniu polegały na początkowych informacjach. Efektowi pierwszeństwa nie uległy natomiast osoby wprowadzone w smutny nastrój. Forgas dowiódł również, że smutek wiąże się z większym sceptycyzmem. Osoby smutne nie dowierzają docierającym do nich informacjom i są wobec nich bardzo krytyczne. W jednym z badań uczestnikom prezentowano zdjęcia twarzy o pozytywnym, negatywnym lub neutralnym wyrazie. Zadanie badanych polegało na ocenie szczerości ekspresji emocjonalnej. Okazało się, że osoby smutne częściej nie dowierzały wyrazom twarzy niż osoby radosne. Co więcej, osoby w dobrym nastroju nie tylko ufnie wierzyły w szczerość emocji, ale też były pewne swoich ocen. Podobne wyniki uzyskano w innym eksperymencie, w którym badani oglądali taśmy z zeznań oskarżonych o kradzież. Znów osoby smutne okazały się lepsze w rozpoznawaniu oszustów.
W innym eksperymencie Forgas wykazał z kolei dobroczynny wpływ smutku na pamięć. Tym razem w badaniu wzięli udział klienci sklepu z prasą na przedmieściach Sydney. Badanie prowadzone było albo w wietrzny, zimny i deszczowy dzień – który miał wprowadzić klientów w zły nastrój, albo w pogodny, słoneczny i ciepły – który z kolei miał wprowadzić klientów w pozytywny nastrój. Włączano im również odpowiednią muzykę. Kiedy klienci wychodzili ze sklepu, badacze pytali ich o to, czy pamiętają pewne produkty, które były wyeksponowane obok kasy – plastikowe zwierzątka, samochodziki itp. Okazało się, że osoby poddawane przygnębiającym bodźcom pamiętały znacznie więcej przedmiotów niż te kupujące w radosnym otoczeniu. Jeszcze inne badania Forgasa wykazały, że zeznania pozostających w ponurym nastroju naocznych świadków wierniej oddają rzeczywistość niż te składane przez osoby w dobrym humorze. Osoby smutne w mniejszym stopniu ulegają wpływowi błędnych i mylących trop informacji, np. rzadziej podnoszą fałszywy alarm!
Oprac. na podstawie: J. Forgas, „Affect and global versus local processing”, „Psychological Inquiry”, 21/2010; H.B. Tan i J. Forgas, „When happiness makes us selfish, but sadness makes us fair”, „Journal of Experimental Social Psychology”, vol. 46, no. 3, 2010.
Gdzie się kończy smutek i zaczyna depresja
Artur Cedro, doktor nauk medycznych, psychiatra, adiunkt w II Klinice Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego:
– Przeżywanie smutku wcale nie musi oznaczać depresji. Czasami po prostu wygodniej oznajmić, że ma się depresję niż uznać, że smutek to jeden z elementów definiujących nasze życie. W przeciwnym razie musielibyśmy przyjąć odpowiedzialność za własne czyny i decyzje, a tego współczesny człowiek raczej stara się unikać.
Poważniejsza analiza przyczyn smutku mogłaby doprowadzić nas do niechcianych wniosków, np. że powinniśmy w naszym życiu dokonać pewnych zmian, przyznać się do błędów albo zgodzić na konsekwencje własnych decyzji. Natomiast depresja to choroba, a w chorobie możemy liczyć na to, że ktoś się nami zajmie, zadba o nasze leczenie. Jako chorzy z pewnością otrzymamy odpowiednią porcję współczucia i pomocy, których zwyczajnie może nam brakować, gdy nic nam nie dolega. Kolejna rzecz: na smutek ludzie są znieczuleni, w końcu każdemu bywa smutno, każdy ma jakieś trudności. Dlatego możemy nie spotkać się ze zrozumieniem.
Taki niechorobowy smutek ma swoją przyczynę. Może ona być bliska, jawna – utrata pracy, choroba somatyczna, małżeński konflikt – i wówczas smutek rozumiemy, co nie oznacza, że go akceptujemy. Bywają także przyczyny odległe, które długo pozostają dla nas ukryte: poczucie niespełnienia, niezrealizowania planów, załamanie systemu wartości, obawy o przyszłość. Egzystencjalny smutek zazwyczaj nie powala nas na łopatki, nie przesłania ważnych dla nas celów i obowiązków, choć okresowo może pozbawiać energii do działania. Nie trwa też zbyt długo – przychodzi, mieszka z nami przez pewien czas, a potem odchodzi. Krótko mówiąc – smutek jest czymś jak najbardziej normalnym, zwłaszcza gdy doświadczamy trudności lub przeżywamy osobisty dramat.
Natomiast depresja to stan wykraczający daleko poza przeżywanie jedynie smutku. Jest w niej zawartych wiele innych patologicznych zjawisk. W depresji mamy do czynienia z tak zwaną anhedonią, czyli całkowitą niemożnością przeżywania pozytywnych stanów emocjonalnych, niezależnie od zewnętrznych okoliczności. Niewyobrażalnie trudno nam się zebrać do wykonania nawet najprostszej czynności, a jeżeli już się na nią zdobędziemy, to z poczuciem nieproporcjonalnie wielkiego wysiłku. W efekcie przestajemy radzić sobie z pracą i ze zwykłymi domowymi obowiązkami. Mamy trudności z koncentracją uwagi i pamięcią, myślenie nas męczy – staje się uproszczone i schematyczne, zaplanowanie czegokolwiek urasta do rangi niemożliwego do rozwiązania problemu. Odczuwamy przeogromne zmęczenie psychiczne, towarzyszy nam poczucie wewnętrznego wypalenia i całkowitego braku energii. Cierpimy z powodu bezsenności, bardzo wcześnie się budzimy, zazwyczaj około czwartej, piątej nad ranem, nie możemy ponownie zasnąć. Szczególnie koszmarnie czujemy się w godzinach porannych, opuszcza nas łaknienie, wygasają potrzeby seksualne, nie dbamy o swój wygląd.
Wypowiedź jest fragmentem rozmowy, która ukazała się w „Charakterach” 11/2011.
słowniczek
Depresja – choroba afektywna, którą charakteryzuje obniżenie nastroju (smutek, niemożność odczuwania radości, zobojętnienie), osłabienie tempa procesów psychicznych i ruchowych (spowolnienie tempa myślenia, osłabienie pamięci, poczucie niesprawności intelektu, spowolnienie motoryczne), objawy somatyczne i zaburzenie rytmów biologicznych (skrócenie snu nocnego i płytki sen lub zwiększona potrzeba snu, brak łaknienia, spadek wagi, bóle głowy) oraz lęk. Zgodnie z klasyfikacją Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego DSM-IV, aby stwierdzić dużą depresję, u pacjenta musi wystąpić łącznie co najmniej pięć spośród dziewięciu objawów przez okres dwóch tygodni: obniżenie nastroju, zmniejszenie zainteresowania niemal wszystkimi czynnościami, spadek lub wzrost masy ciała lub zmiana łaknienia, bezsenność lub nadmierna senność, podniesienie lub spowolnienie ruchowe, uczucie zmęczenia, obniżenie poczucia wartości, obniżenie sprawności myślenia, nawracające myśli o śmierci.
Ruminacje – natrętne, uporczywe myśli, które wciąż krążą wokół jednego tematu (zdarzeń, działań, siebie samego lub innych osób). Ruminacje podtrzymują negatywne emocje i powodują zwiększenie ich intensywności.
Paul W. Andrews, J. Anderson Thomson Jr
Paul W. Andrewsjest doktorem psychologii, pracuje na Wydziale Psychologii, Neurobiologii i Zachowania na McMaster University w Kanadzie.
J. Anderson Thomson Jrjest psychiatrą, prowadzi prywatną praktykę, pracuje również w poradni działającej przy University of Virginia.